Polski offshore czeka jeszcze dużo pracy i dużo zmian. W dynamicznie rozwijającym się środowisku trzeba trzymać rękę na pulsie. MAG Offshore, powołana do życia przez Morską Agencję Gdynia spółka-córka, może pełnić ważną rolę przewodnika, który prowadzi swoich klientów przez meandry sektora. Z Pawłem Weinerem, prezesem MAG Offshore, rozmawiamy o zadaniach firmy, ale także przeszkodach i szansach polskiego offshore.
Czym zajmuje się MAG Offshore? Jakie są wasze zadania? Na swojej stronie internetowej piszecie o „budowaniu wartości” polskiego offshore. Co to właściwie znaczy?
Spółka MAG Offshore powstała po to, żeby oddzielić działalność związaną z szeroko pojętym offshorem od codziennej działalności Morskiej Agencji Gdynia. MAG historycznie, również ze względu na to, że tego sektora w Polsce nie było, nie miała dużo wspólnego z offshore. Spółka ma całą tę działalność zabezpieczyć i wspomóc firmę-matkę.
Możecie być pośrednikiem między inwestorem, a wszystkimi innymi firmami, które będą musiały wykonać prace przy budowie farmy wiatrowej.
Tak. Mamy
pośród swoich partnerów firmy, z którymi wykonujemy badania
środowiskowe, aby uzyskać decyzję środowiskową. Jesteśmy w stanie
zaangażować się w całe zarządzanie projektem w kontekście powstawania,
przygotowania, budowy i operacyjności farmy wiatrowej. Mamy świadomość,
że rynek offshore jest specyficzny, dlatego też w naszej firmie
funkcjonuje już profesjonalny Quality Management System.
Biorąc
pod uwagę nasz niełatwy system prawny i fakt, że w sektorze offshore
pojawia się wielu inwestorów zagranicznych, wasza rola w zapewnieniu
integralności może się okazać kluczowa.
Mam taką nadzieję. W dalszym ciągu jesteśmy na etapie tworzenia firmy, bo MAG Offshore jest konstrukcją nową. Ale wraz z partnerami, z którymi świadczymy te usługi, mamy kilkudziesięcioletnie doświadczenie na rynku offshore. Nie szukamy do współpracy bardzo dużych firm, które miałyby apetyt na przejęcie jakiejkolwiek mniejszej firmy.
Czy do was mogą się
zgłosić firmy, które świadczą usługi poszukiwane przy inwestycjach
offshorowych? Czy prowadzicie taki katalog firm, które oferujecie
później deweloperom?
Nasz zamysł nie był aż tak szeroki.
Skupiamy się raczej na współpracy z firmami, które już na tym rynku
istnieją, są wyspecjalizowane w swoich dziedzinach. Dzięki partnerstwu w
większej grupie mogą uczestniczyć w większych projektach niż do tej
pory. Dzięki temu te firmy mogą zdobyć doświadczenie i poszerzać swój
profesjonalizm i zakres usług.
W różnych rozmowach padały konkretne nazwy firm, z którymi współpracujecie.
Jeżeli
chodzi o firmy, które są skupione wokół MAG Offshore to podpisaliśmy
porozumienie o współpracy z firmami Ambiens, Subnea i Ocean Sense, które
już na rynku morskich i lądowych farm wiatrowych od wielu lat
funkcjonują. Mamy wiele firm, z którymi prowadzimy rozmowy lub jesteśmy w
nieformalnym partnerstwie. To kilka-kilkanaście firm. Nie budujemy tego
w żaden sformalizowany sposób. Tym zajmuje się Polskie Towarzystwo
Energetyki Wiatrowej, Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej – to
ich działania.
W kwestii morskich farm wiatrowych jest
pewien temat, który elektryzuje ludzi z branży: porty. Wiemy od dawna,
że rolę portu instalacyjnego będzie pełnić Gdynia. Do tego jest kilka
portów, które są przymierzane do roli portów serwisowych: Ustka,
Władysławowo, Łeba, Świnoujście, Kołobrzeg, Darłowo, Mrzeżyno. Każdy z
tych portów wymaga inwestycji – pogłębienia, przygotowania nabrzeży,
terenów do składowania, zaplecza logistycznego. Czy nie lepiej byłoby
ograniczyć liczbę tych portów serwisowych, ale postawić na ich
specjalizację? Czy wyposażenie każdego z nich w te same możliwości nie
będzie sprawiać, że będą się kanibalizować?
Przez ostatni
rok o portach zostało powiedziane bardzo wiele. Było i jest duże
zamieszanie wokół portów instalacyjnych, kolejne wokół portów
serwisowych. Po roku wzmożonej aktywności dalej możemy powiedzieć, że
niewiele wiemy. Nie jest to perspektywa optymistyczna. O portach, o tym,
że powinniśmy je przygotowywać na offshore, w branży mówi się co
najmniej od 2010 roku. Przez te wszystkie lata niestety nie zrobiliśmy
prawie nic w tym temacie – mam tu na myśli małe porty serwisowe, ale i
duże instalacyjne takie jak Gdańsk, Gdynia czy Świnoujście. Jeżeli
planujemy wybudować 5,9 GW w pierwszej fazie, do tego 11 GW w drugiej
fazie, jeżeli farm wiatrowych będzie kilkanaście, a w dalszej
perspektywie kilkadziesiąt, to rzeczywiście potrzebna jest duża liczba
portów.
Musimy pamiętać o tym, że w żadnym kraju offshore nie
powstaje całkowicie za prywatne pieniądze inwestorów. Potrzebny jest
zdecydowany, wyraźny, jasny sygnał ze strony rządu, poparty inwestycjami
w infrastrukturę. Oczywiście można starać się zapraszać do nich
potencjalnych inwestorów, którzy byliby skłonni do uczestnictwa, jeżeli
zapewnione byłoby stabilne otoczenie prawne. Natomiast to oni,
inwestorzy, finalnie podejmują decyzje skąd chcą operować. Samo
wyznaczenie portu, stwierdzenie, że na przykład w Łebie będzie port
serwisowy dla morskich farm wiatrowych, nic nie znaczy. Nie możemy
zmuszać dewelopera do korzystania z niego, bo to on będzie płacił za
CTV, za techników, to on musi sobie policzyć, jakie koszty będzie
ponosił przez 25 lat pływania na jedną farmę z tego lub innego portu
albo jakie korzyści będzie miał z tego, że wybudował swoje centrum
serwisowe w dalszym porcie. W Europie i na świecie zdarzały się
sytuacje, że operatorzy farm wiatrowych po kilku latach zmieniali swoje
porty serwisowe po to, żeby być na przykład bliżej farmy albo mieć
więcej miejsca, więcej możliwości składowania elementów czy lepsze
zaplecze socjalne dla techników.
Każdy kraj mierzy się z trudnością zapewnienia local contentu. Już dziś mamy małe bezrobocie w kraju, już dziś mamy problem z zapewnieniem techników na lądowe farmy wiatrowe. Już teraz na niektórych lądowych farmach pośród techników nie ma ani jednego Polaka. W jaki sposób zapewnimy tych jeszcze bardziej wykwalifikowanych techników, którzy będą pływali na morskie farmy wiatrowe? Oprócz wysokości, która jest większa niż na lądzie, dochodzi praca na morzu. Nie każdy może pracować na morzu, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje i umiejętności. Nie jest możliwe, żeby produkować ludzi na taśmociągu i dostarczać ich do centrów serwisowych. Dobrze byłoby wykorzystywać te społeczności lokalne, które będą mogły się przebranżowić z rybołówstwa albo turystyki. Pytanie jednak, czy będą musiały się przebranżawiać? Oczywiście, w tej chwili są limity połowowe, Bałtyk jest ubogi w zasoby. Czy jednak obecność morskich farm wiatrowych nie wpłynie na to, że ryba będzie się odradzała? Może będą naturalne ławice, w których nie będzie można pływać dużymi trałowcami z małym oczkiem ze względu na obecność wiatraków? Obecnie, jeśli przepłynie duński albo rosyjski trałowiec, to na dnie Bałtyku nie zostaje praktycznie nic. To są paszowce, które łowią najmniejszym oczkiem. Może zatem farmy będą z korzyścią dla całego ekosystemu? Może też nie wpłynie to negatywnie na ruch turystyczny. Kanały podejściowe zostaną pogłębione, wejścia zostaną poszerzone, ruch w portach będzie bezpieczniejszy. Może ruch turystyczny pod kątem jachtów i wizyt turystów z innych krajów bałtyckich się dzięki temu zwiększy? Infrastruktura powinna się poprawić. Jeżeli polepszymy ją pod względem offshore'u, to oczywistym jest, że i turyści, i rybacy będą też z niej korzystali.
Wspomniał pan o kadrach. Mówi się o tym, że powstanie sektora morskich farm wiatrowych stworzy nawet kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy, nie tylko na morzu. Techników będzie brakować. Już teraz stocznie i porty mówią o trudnościach w pozyskaniu wysoce wyspecjalizowanych pracowników. Skąd ich wziąć?
Problem polega
na liczbie pracowników, nie na ich jakości. Polacy są bardzo dobrze
wykształconą siłą roboczą. To pracownicy o szerokich umiejętnościach i
dużej wiedzy. Nasze uczelnie są w stanie bardzo dobrze przygotowywać
kadry, które niestety pracują później za granicą.
Czy
jesteśmy w stanie być na tyle konkurencyjni finansowo, żeby tych ludzi
ściągnąć z powrotem? I czy uczelnie wyrobią się z kształceniem kolejnych
pracowników na czas?
Musimy być konkurencyjni cenowo, bo
funkcjonujemy w takim samym otoczeniu. Jesteśmy w Europie, jesteśmy
członkiem Unii Europejskiej. Kupujemy specjalistyczne urządzenia do
pracy na offshore w tych samych miejscach, gdzie Niemcy, Anglicy,
Hiszpanie, Włosi. Niczym w tym zakresie się nie różnimy, nie używamy
tańszego sprzętu. W całej Europie brakuje ludzi do pracy, więc Polacy,
którzy pracują na offshore, pracują za zachodnie stawki. Żebyśmy byli
konkurencyjni jako pracodawcy, musimy zapewniać tym ludziom,
potencjalnym pracownikom, takie samo lub porównywalne wynagrodzenie do
tego, jakie jest oferowane na zachodzie. Jeżeli chodzi o nasze uczelnie,
to Akademia Morska w Szczecinie, Uniwersytet Morski w Gdyni,
Politechnika Gdańska, Uniwersytet Gdański, Akademia Marynarki Wojennej –
wszystkie uczelnie myślą o tym, żeby kształcić ludzi dla morskiej
energetyki wiatrowej i zapewne będą w stanie to robić z powodzeniem.
Jaką drogę zawodową obiorą młodzi ludzie, którzy ukończą te kierunki?
Ilu z nich zostanie w zawodzie, ilu zdecyduje się na wyjazd za granicę? Z
doświadczenia wiem, że często takie osoby decydują się na rozpoczęcie
pracy w Polsce, ale po kilku latach i zdobyciu doświadczenia młodzieńcza
ciekawość pcha ich do wyjazdu za granicę. I to nawet przy
konkurencyjnych warunkach oferowanych tutaj. Ciężko będzie nam
konkurować z zachodnimi firmami, które interesują się naszym offshorem,
jeżeli nie będziemy konkurencyjni w zakresie tworzenia i utrzymywania
zespołów ludzkich. Musimy mieć stawki zachodnie i oferować wysoką
kulturę pracy bo nasza przewaga lokalizacyjna nie jest wcale duża.
Czynnikiem kluczowym jest czas. Zaczyna nam go chyba brakować. Polski offshore nadąża za datami, które sobie sami wyznaczyliśmy?
Mamy
ambitne cele. Niektórzy inwestorzy deklarują rozpoczęcie budowy w 2024
roku, inni mówią o 2027 i 2028. Wszyscy jednak jako datę końcową
wskazują maksymalnie 2030 rok – wtedy farmy mają już funkcjonować. Czy
tak się stanie? Bliżej 2030 roku jest duża szansa, że tak. Bliżej 2025 –
mniejsza, ale jest. Im szybciej, tym pewnie drożej. Pytanie, czy chcemy
za wszelką cenę wybudować drogie farmy wiatrowe, czy walczymy o to,
żeby zbudować je za rozsądne pieniądze, by cena prądu przez nie
wytwarzanego też była rozsądna.
Poczekamy, zobaczymy.
Oczywiście
są pewne uwarunkowania geopolityczne, które również wpływają na te
decyzje – zablokowanie, wstrzymanie, opóźnienie pieniędzy z Krajowego
Planu Odbudowy z Komisji Europejskiej czy wprowadzenie Polskiego Ładu.
Czy zostanie on wprowadzony od 1 stycznia, jakie będą finalne zapisy w
tej ustawie? Tego nie wiemy, a to wszystko przy tak dużych inwestycjach
ma znaczenie. Również zresztą dla osób, które będą pracowały przy
szeroko pojętym offshore. W jakimś procencie są to osoby pracujące na
jednoosobowych działalnościach gospodarczych. Jeśli taka osoba będzie
musiała wybierać, w którym kraju prowadzić swój biznes, Polska może nie
być atrakcyjna pod tym względem.
Nie ma pan wrażenia, że w tym offshore – o którym chętnie opowiadają politycy – przeszkadzają sami politycy? Wiele instytucji i osób podkreśla pewną niepewność prawnego otoczenia, za którą odpowiadają.
Taka niepewność rzeczywiście jest. Zaangażowanie polityczne jest duże, ale tak dużych inwestycji infrastrukturalnych, kluczowych dla bezpieczeństwa energetycznego państwa, nie da się przeprowadzić w oderwaniu od rządu i polityki. Politycy, być może ze względu na to, że są administracją państwową i muszą podejmować decyzje na wiele lat, nie są tak szybcy. Z drugiej strony muszą być zaangażowani w ten proces. Bez nich się to nie odbędzie.
Deweloperom czy wyspecjalizowanym firmom brakuje kadr. Z
drugiej strony mamy administrację państwową, która zatrudnia
urzędników. Wiadomo, że pensje urzędnicze nie są nawet zbliżone do
pensji w sektorze offshore. Skąd ci urzędnicy mają się znać na offshore,
skoro zostali przydzieleni do tego i prawdopodobnie nie mają żadnego
doświadczenia? Muszą podejmować decyzje, za które ktoś może ich
pociągnąć do odpowiedzialności. Bezpieczniej jest tej decyzji nie
podejmować albo odkładać ją w czasie.
A czy przedział udziału local content, jaki został określony w umowie sektorowej offshore, jest realny?
Im wyższy zostałby określony, tym pewnie więcej go udałoby się uzyskać, bo byłoby większe ciśnienie, by do tego poziomu dążyć.
Inwestorzy
przekonują, że założone przez nich liczby od 30 do nawet 70 procent w
zależności od fazy projektu są do osiągnięcia. Ale może się okazać, że
ten udział można bardzo różnie oszacować. W ekstremalnych przypadkach
polskim firmom mogą przypaść najprostsze usługi, jak noclegi czy
catering, podczas gdy zagraniczne przedsiębiorstwa zajmą się bardziej
skomplikowanymi i wartościowymi elementami inwestycji, a mimo wszystko
procentowy udział local contentu będzie się zgadzał.
Wydaje
mi się, że to nie jest aż tak optymistyczne, jak się mówi na rynku.
Trzeba będzie się naprawdę wysilić, żeby zapewnić local content o takich
wartościach, jakie zostały zawarte w umowie sektorowej, która nie jest
żadnym wiążącym dokumentem. Im większe wsparcie polityczne, im więcej
regulacji promujących i ułatwiających funkcjonowanie polskich firm i
Polaków w tych projektach, tym pewnie byłoby lepiej. Natomiast local
content liczony jest też kiedy firma zagraniczna zakłada oddział w
Polsce, jak również w przypadku Polaków pracujących w zagranicznych
firmach czy w końcu usługach o mniejszym znaczeniu dla inwestycji, jak
catering. W związku z tym jest to trochę zaklinanie rzeczywistości.
Uzyskanie
odpowiedniego poziomu local contentu to nie jest tylko kwestia wysiłku
inwestora, ale tak naprawdę naszej gospodarki. Musimy te firmy mieć,
wypromować, wskazać, zaproponować do wyboru.
W czym nie
pomaga niepewność podatkowa związana z Polskim Ładem, z tym, czy
dostaniemy finansowanie w ramach Krajowego Planu Odbudowy, które na
pewno uruchomiłoby inwestycje, które już pozwoliłyby funkcjonować w tym
obszarze morskim firmom, które później miałyby odpowiednie referencje i
doświadczenie. Może czasami po prostu przetrwałyby do czasu powstania
polskich farm wiatrowych. Dzisiaj polscy przedsiębiorcy muszą we własnym
zakresie włożyć wiele wysiłku, by utrzymywać się na powierzchni.
Do MAG Offshore może przyjść inwestor, powiedzieć: „buduję farmę, chcę, żebyście mi pomogli we wszystkich operacjach, chcę 50 procent local content. Załatwcie to”. Jesteście w stanie?
Oczywiście, że
jesteśmy w stanie to zrobić, ale jest to założenie idylliczne. W
przypadku dostawców nie liczy się nic oprócz referencji, żeby zostać
dopuszczonym do postępowania, następnie ceny, żeby była niższa niż
konkurencji. Local content jest na samym końcu. To jest póki co w pełni
dżentelmeńska umowa.
Nad czym zatem pracujecie w MAG Offshore obecnie?
Biznes lubi ciszę. Mamy kilka ważnych projektów na stole, ale dopóki ich nie zakończymy i nie dostaniemy pozwolenia na podzielenie się efektami, nie informujemy o nich.
Energetyka, OZE
Gospodarka odpadami, Recykling
Ekologia, Ochrona środowiska
E-transport, E-logistyka, E-mobilność
EkoDom, EkoBudownictwo
EkoRolnictwo, BioŻywność
Prawo, Administracja, Konsulting
Czy Polska zawalczy o miliardy na transformację?
Trwa konkurs dla mediów „Platynowe Megawaty” 2023. Weź udział i dołącz do grona laureatów
40 mld zł z KPO dla samorządów w ramach „Pożyczki wspierającej zieloną transformację miast”
Portugalia: rekordowy udział energii słonecznej w zużywanym w kraju prądzie
W Gliwicach głoszono przetarg na farmę solarną i magazyn ciepła
Qemetica Glass zainwestuje 70 mln zł w ekologię
Ropa brent | $ | baryłka | ||
Cyna | $ | tona | ||
Cynk | $ | tona | ||
Aluminium | $ | tona | ||
Pallad | $ | uncja | ||
Platyna | $ | uncja | ||
Srebro | $ | uncja | ||
Złoto | $ | uncja |