Na najbliższym posiedzeniu Sejm ma się ponownie zająć ustawą wiatrakową i zagłosować nad senackimi poprawkami. Najgłośniejszą zmianą wprowadzoną przez senatorów jest powrót do rządowej propozycji 500 m odległości między turbinami a zabudowaniami zamiast proponowanych przez posłów 700 m. To tylko 200 m różnicy, ale – jak podkreśla branża – ponownie zablokowałoby to rozwój energetyki wiatrowej w Polsce. Zamiast 10 GW mocy do 2030 roku mogłoby powstać zaledwie 4 GW.
Jak wskazuje Fundacja Instrat, 20 lutego br. w Polsce został pobity
kolejny rekord produkcji energii z farm wiatrowych. W szczytowym
momencie w ciągu godziny turbiny wiatrowe wyprodukowały 7833 MWh prądu,
czyli znacznie więcej, niż zużywają w takim czasie wszystkie polskie
gospodarstwa domowe. Łącznie od początku tego roku do 20 lutego br.
farmy wiatrowe wyprodukowały już 4,2 TWh energii, czyli ponad 18 proc.
całkowitej produkcji energii w Polsce (23,5 TWh), ale wielokrotnie
zdarzało się, że generowały ponad 1/3 prądu w polskiej sieci.
Te
liczby mogłyby być dużo wyższe – zwłaszcza że w Polsce warunki
klimatyczne sprzyjają rozwojowi energetyki wiatrowej na dużej części
obszaru kraju. Jednak w praktyce jej rozwój od 2016 roku blokuje tzw.
ustawa odległościowa, która wprowadziła zasadę 10H. To norma
określająca, że elektrownie wiatrowe muszą powstawać w odległości
10-krotności wysokości wiatraka, czyli ok. 1,5 km od zabudowań. Jednak
takich wolnych terenów w Polsce praktycznie nie ma – wyłącza to z
możliwości stawiania wiatraków ok. 99,7 proc. obszaru kraju. Ustawa
odległościowa jest w trakcie nowelizacji. Jej zmiana jest jednym z 37
kamieni milowych, które Polska musi wypełnić, żeby dostać pieniądze z
Krajowego Planu Odbudowy.
– Zmiany w procedowanej aktualnie
ustawie odległościowej, czyli tzw. ustawie 10H, po ostatnich obradach
Senatu są dla nas bardzo korzystne, bo to jest właśnie to, o co cała
branża postulowała, czyli 500 m od krawędzi śmigła. To daje nam
możliwości realizacji projektów, które są już w części uwzględnione w
planach miejscowych przy takich właśnie założeniach. To są projekty,
które jesteśmy w stanie zrealizować w najbliższych dwóch–trzech latach –
mówi agencji Newseria Biznes Olga Sypuła, country manager w European
Energy Polska.
W rządowym projekcie nowelizacji ustawy
odległościowej znalazła się propozycja, aby minimalna odległość między
turbinami wiatrowymi a zabudowaniami mieszkalnymi wynosiła 500 m. W
trakcie prac sejmowych wprowadzono jednak poprawkę, aby minimalna
odległość wiatraków od zabudowań wynosiła 700 m. Następnie projekt
trafił do Senatu, a senackie komisje w swoich poprawkach zaproponowały
przywrócenie wcześniejszej odległości 500 m. Senat przyjął tę propozycję
jednogłośnie.
– Te 700 m zaproponowane przez Sejm spowodowałoby,
że z planowanych inwestycji w energetykę wiatrową co najmniej 6 GW nie
zostałoby zrealizowane. Tak naprawdę dla większości inwestycji
oznaczałoby to w ogóle brak możliwości realizacji – mówi Olga Sypuła.
Według
analiz Embera przytaczanych przez PSEW utrzymanie pierwotnie
proponowanej przez rząd odległości 500 m oznaczałoby szansę na budowę do
2030 roku ponad 10 GW nowych wiatraków na lądzie. To zaś oznaczałoby
podwojenie obecnych mocy w tej gałęzi energetyki. Zwiększenie wymaganej
odległości o 200 m będzie oznaczać, że w Polsce powstaną co najwyżej 4
GW nowych mocy wiatrowych.
Jak szacuje Instrat, w razie przyjęcia
przepisów w formie zaproponowanej przez Sejm powierzchnia dostępna dla
wiatraków będzie o 47 proc. mniejsza niż w wypracowanym z branżą
kompromisie mówiącym o 500 m. W niektórych województwach ten odsetek
będzie jednak dużo wyższy. Dla przykładu w województwie mazowieckim
ubytek powierzchni dostępnej pod turbiny wiatrowe sięgnąłby 58 proc., w
łódzkim – 62 proc., a w kujawsko-pomorskim – 65 proc.
O znaczącym
ubytku mówi również analiza Urban Consulting, którą przytacza Polskie
Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Wynika z niej, że przez zmianę
odległości na 700 m do kosza może trafić aż 84 proc. miejscowych planów
zagospodarowania przestrzennego (MPZP) dopuszczających lokalizację
elektrowni wiatrowych (sporządzonych przed 2016 rokiem). Natomiast w
czterech województwach (mazowieckie, kujawsko-pomorskie, śląskie i
małopolskie) do kosza trafiłyby wszystkie MPZP.
– Te 700 m nie
wynika ze względów bezpieczeństwa, to nie jest prawda. Mamy teraz
zupełnie nowe turbiny, bazujące na nowych technologiach i 500 m to jest
zdecydowanie wystarczająca odległość – mówi przedstawicielka European
Energy Polska. – Poza tym każdy z projektów będzie przedmiotem decyzji
środowiskowej. Organy, które uzgadniają te decyzje, bardzo skrupulatnie
sprawdzają nasze tzw. analizy hałasowe i to, w jakich odległościach
stawiamy turbiny, czy spełniamy wymagania i odpowiednie parametry, żeby
ta inwestycja mogła powstać właśnie w tym miejscu.
Elektrownie
wiatrowe muszą spełniać m.in. normy wynikające z rozporządzenia ministra
środowiska w sprawie dopuszczalnych poziomów hałasu w środowisku. Każdy
projekt jest więc indywidualnie badany pod tym kątem.
– Od tego
jest m.in. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która wydaje decyzję
środowiskową i ocenia, czy ta turbina i czy ta konkretna lokalizacja
farmy wiatrowej jest właściwa, czy też nie – mówi country manager w
European Energy Polska. – Mamy nadzieję, że Sejm na najbliższym
posiedzeniu zagłosuje za wprowadzeniem takiej właśnie odległości. Ten
kompromis 500 m to jest coś, co zadowala branżę, inwestorów i lokalne
społeczności.
Jak podkreślają eksperci Fundacji Instrat, spór
wokół 200 m różnicy w nowej ustawie odległościowej to niejedyny związany
z nią problem. W obecnym brzmieniu projekt stawia przed inwestorami
inne przeszkody administracyjne, jak np. konieczność uzgodnienia planów
miejscowego zagospodarowania ze wszystkimi gminami, na które wchodzi
strefa oddziaływań dowolnej z turbin.
– Jako branża postulujemy
również o uproszczenie nieco procedur, szczególnie planistycznych,
ponieważ dziś farmy wiatrowe muszą być lokalizowane na podstawie studium
i planu miejscowego. Proces przygotowywania tej dokumentacji to cztery
lata. Dlatego też uproszczenie tych procedur, szczególnie dla projektów,
które są już w jakimś stopniu zaawansowane albo mają szansę na
rozbudowę w przyszłości, byłoby bardzo wskazane – ocenia Olga Sypuła.
Eksperci
i analitycy podkreślają, że Polska nie może pozwolić sobie na
zahamowanie rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie. Po pierwsze dlatego,
że jest to najtańszy sposób produkowania energii w porównaniu do innych
źródeł. Po drugie, rozwój energetyki wiatrowej na lądzie jest również
niezbędny do tego, żeby Polska mogła ograniczyć emisje i wypełnić swoje
zobowiązania klimatyczne wynikające z przepisów unijnych.
Energetyka, OZE
Gospodarka odpadami, Recykling
Ekologia, Ochrona środowiska
E-transport, E-logistyka, E-mobilność
EkoDom, EkoBudownictwo
EkoRolnictwo, BioŻywność
Prawo, Administracja, Konsulting
Energa inwestuje w wielkopolskie słońce
Hybrydowe OZE: Enea łączy fotowoltaikę i onshore
95 turbin Siemens Gamesa, w drugim co do wielkości na świecie projekcie offshore zasili ponad milion domów
Polskie Elektrownie Jądrowe: rozmowy z Westinghouse i Bechtel o zacieśnieniu współpracy
Japończycy przejmują wiodącego dewelopera morskiej energetyki wiatrowej z Belgii
Polska rośnie w energię ze słońca - problem stanowią jednak przestarzałe sieci [WIDEO]
Ropa brent | 64,38 $ | baryłka | 0,00% | 21:58 |
Cyna | 25600,00 $ | tona | 5,13% | 27 mar |
Cynk | 2913,00 $ | tona | 0,48% | 27 mar |
Aluminium | 2297,00 $ | tona | 1,46% | 27 mar |
Pallad | 2680,00 $ | uncja | 0,00% | 21:57 |
Platyna | 1191,10 $ | uncja | 0,00% | 21:59 |
Srebro | 25,11 $ | uncja | 0,00% | 21:59 |
Złoto | 1731,30 $ | uncja | 0,00% | 21:59 |