RWE Renewables jest jednym z deweloperów
morskich farm wiatrowych, który nie tylko postrzega polski rynek jako
bardzo obiecujący, ale ma też nam wiele do zaoferowania. Spółka, będąca
liderem odnawialnych źródeł energii i jednym z wiodących światowych
graczy morskiej energetyki wiatrowej, nie tylko rozwija jeden z
pierwszych polskich projektów farmy na Bałtyku – F.E.W. Baltic II, ale i
pracuje nad kolejnymi inicjatywami, które mogą przysłużyć się zarówno
sektorowi, jak i gospodarce. O realizowanej farmie wiatrowej, budowaniu
łańcucha dostaw i przedsięwzięciach edukacyjnych rozmawiamy z Senior
Managerem F.E.W. Baltic II, Robertem Grzegorowskim oraz ekspertem ds.
local content w RWE Renewables, Joanną Rybicką-Gornowicz.
Ostatnio w odpowiadającej za sektor MEW strukturze organizacyjnej RWE w Polsce, doszło do znaczącej zmiany.
Robert Grzegorowski: To
prawda, przeszliśmy przez reorganizację mającą na celu zwiększenie
znaczenia działalności w Polsce w strukturach korporacyjnych i
demonstrację poważnego i głębokiego zaangażowania RWE w nasz rynek.
Chcemy wzmocnić obecność i silniej wesprzeć proces zielonej
transformacji energetycznej w Polsce. W tym celu powołana została nowa
spółka: RWE Wind Offshore Polska. Czterech z pięciu członków jej zarządu
to Polacy. Nastąpił też funkcjonalny podział działań na dwa obszary.
Pierwszy to aktywny rozwój obecnego projektu – morskiej farmy wiatrowej
F.E.W. Baltic II, wraz z jego realizacją zgodnie z harmonogramem,
uzyskaniem systemu wsparcia poprzez komisję Unii Europejskiej, a
następnie Urząd Regulacji Energetyki. Drugi obszar to aktywne tworzenie
portfolio nowych projektów, co wiąże się m.in. z naszym udziałem w
procesie aplikacyjnym o kolejne obszary lokalizacyjne.
Joanna Rybicka-Gornowicz:
Reorganizacja strukturalna i powstanie nowej spółki to dobitne
podkreślenie dużego znaczenia rynku polskiego dla RWE. Stał się on
nieodłącznym elementem globalnej działalności firmy, co oznacza wspólne
planowanie strategiczne i proces decyzyjny dla innych krajów, w których
eksploatujemy farmy offshore, np. Wielka Brytania, Niemcy, Belgia, Dania
i Szwecja. Nastąpiła pełna integracja, co jest ważne nie tylko z
perspektywy pracowników, ale przede wszystkim postrzegania naszej firmy
na zewnątrz. Pokazujemy, że stawiamy na energetykę morską, ale nie przez
pryzmat jednego projektu, lecz całego portfela. Firma udowadnia, że
chce w Polsce zostać dłużej, zamierza inwestować, dzielić się wiedzą,
budować kompetencje, tworzyć nowe miejsca pracy.
Co w tym momencie dzieje się z projektem F.E.W Baltic II? Na jakim etapie są prace?
RG:
Jesteśmy na zaawansowanym etapie przygotowań do budowy farmy wiatrowej
na Bałtyku w ramach projektu F.E.W Baltic II. Zgodnie z założeniami,
farma wiatrowa zostanie oddana do użytku na koniec 2026 r. Wtedy prąd z
wiatru nad Bałtykiem zacznie płynąć do odbiorców w Polsce. Łączna ilość
energii, którą wygeneruje F.E.W. Baltic II (350 MW), wystarczy do
zaspokojenia rocznego zapotrzebowania na energię elektryczną prawie 300
000 polskich domów.
Projekt realizujemy zgodnie z przyjętym
harmonogramem, co oznacza, że w 2024 r. rozpocznie się budowa bazy
serwisowej w porcie Ustce. Wówczas mieszkańcy, turyści i wszyscy
odwiedzający ten kurort nad Bałtykiem będą mogli na własne oczy zobaczyć
kolejny etap przygotowań do produkcji energii elektrycznej z wiatru na
Morzu Bałtyckim.
Mamy pozytywną decyzję środowiskową dotyczącą
morskiej część inwestycji, która gwarantując spełnienie najwyższych
standardów i wymaganych przepisów, umożliwia podejmowanie kolejnych
kroków w procesie budowy i przybliża nas do uruchomienia farmy
wiatrowej. F.E.W. Baltic II otrzymała wsparcie rządowe do pokrycia
ujemnego salda dla energii elektrycznej wytworzonej w morskiej farmie
wiatrowej (CfD / Contract for Difference) o planowanej mocy
zainstalowanej 350 megawatów (MW).
Wybraliśmy także
generalnych wykonawców lądowej i morskiej stacji elektroenergetycznej
(odpowiednio GE Power/PILE Elbud oraz Chantiers de l’Atlantique), co
jest szczególnie istotne z punktu widzenia zaangażowania RWE Renewables w
przygotowanie infrastruktury niezbędnej do produkcji, a następnie
przesyłu energii elektrycznej z obszaru Morza Bałtyckiego na ląd.
Weszliśmy
w fazę kontraktacji. Wyłonimy w niej firmy podwykonawcze odpowiedzialne
za realizację projektu, które dzięki posiadanym kompetencjom będą
współtworzyć farmę Baltic II oraz zdobywać cenne doświadczenia w nowym
sektorze polskiej energetyki. Mamy nadzieję, że w ten sposób uda nam się
zaangażować jak najwięcej polskich podmiotów i dzięki temu wzmocnić
krajowy łańcuch dostaw, który jest dla RWE bardzo istotny.
Projekt
morskiej farmy wiatrowej wymaga wybudowania odpowiedniej infrastruktury
na lądzie. Stąd potrzeba bazy serwisowej, która powstanie w porcie w
Ustce. W dobrym i konstruktywnym dialogu współpracujemy z władzami
samorządowymi miasta i gminy Ustka, władzami tamtejszego portu, aby
proces przygotowania terenu inwestycyjnego, a także sama inwestycja
pozytywnie wpłynęły na przestrzeń miejską nadmorskiego kurortu.
Prowadzimy też rozmowy z właścicielami gruntów, na których poprowadzimy
kable wyprowadzające wygenerowaną energię na ląd.
Jakie są największe wyzwania i trudności w tym projekcie?
RG:
Kluczowym elementem w skutecznej realizacji przygotowań, budowy i
następnie eksploatacji farmy wiatrowej jest bliska współpraca inwestora z
przedstawicielami administracji centralnej, samorządowej,
przedsiębiorstw, które będą zaangażowane w realizację inwestycji oraz
mieszkańców nadmorskich gmin. Z zadowoleniem informuję, że na wszystkich
szczeblach układa się ona bardzo dobrze, co bezpośrednio przekłada się
na terminową realizację projektu F.E.W. Baltic II.
Od
początku całego procesu blisko współpracujemy z Urzędami Morskimi w
Gdyni i w Szczecinie, Regionalnymi Dyrekcjami Ochrony Środowiska w
Gdańsku i Szczecinie. Na bieżąco komunikujemy się z władzami
samorządowymi – w tym szczególnie władzami miasta i gminy Ustka, na
terenie których powstają lądowe elementy infrastruktury morskiej farmy
wiatrowej F.E.W. Baltic II. Osiągamy to dzięki dużemu doświadczeniu
ludzi RWE Renewables w realizacji podobnych przedsięwzięć na innych
rynkach i możliwości wykorzystania kompetencji w tym zakresie na rzecz
rozwoju polskiej energetyki wiatrowej na wodach Morza Bałtyckiego.
Jednym
z ważnych wyzwań podczas budowy morskiej farmy wiatrowej jest
stworzenie przez inwestora infrastruktury na morzu i na lądzie,
szczególnie przygotowanie wyprowadzenia mocy na ląd za pośrednictwem
operatora sieci. W tej sprawie prowadzimy dobre, konstruktywne rozmowy z
przedstawicielami Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Staramy się
skoordynować harmonogram projektu z planami rozbudowy sieci lądowych
PSE, co pozwoli na sprawne włączenie mocy wytworzonej przez F.E.W.
Baltic II do krajowego systemu elektroenergetycznego.
Jednym
z najważniejszych tematów w każdej rozmowie o projektach farm
wiatrowych na Bałtyku jest local content. Jak w tym momencie wygląda ta
kwestia w przypadku waszej inwestycji?
RG: RWE,
jako globalny gracz na rynku offshore dzieli się wiedzą we wszystkich
krajach, w których prowadzi działalność. Także w Polsce będziemy w
sposób pragmatyczny i praktyczny wymieniać doświadczenia i know-how z
rodzimymi partnerami i dostawcami. Wiemy, że jest to proces, który
zajmie kilka lat. W tym czasie, dzięki naszej współpracy polskie firmy
będą przygotowane, by stać się aktywnymi dostawcami na rynek morskiej
energetyki wiatrowej w Europie. To realna korzyść dla wielu firm do
zaistnienia na szerszym obszarze, w innowacyjnej branży, której jeszcze w
Polsce nie było. Działając w sektorze offshore od wielu lat,
obserwujemy szereg podmiotów, które skutecznie funkcjonują jako
międzynarodowi dostawcy. Przykładem jest Energomontaż-Północ Gdynia,
który w ubiegłym roku dostarczył na nasz projekt Kaskasi (farma wiatrowa
na Morzu Północnym o mocy 342 MW) całą konstrukcję stalową morskiej
stacji elektroenergetycznej. W ten sposób działają firmy zwłaszcza z
sektora stalowego, ale także świadczące usługi różnego rodzaju badań
batymetrycznych, przygotowania i wykonania badań środowiskowych oraz
raportów.
Łańcuch dostawców świetnie sprawdza się na innych
rynkach. Należy go przetransponować na rynek polski, nie zapominając o
stałym umacnianiu i maksymalizacji. To jest rola powołanego w RWE
zespołu local content, który odpowiada za przełożenie zdefiniowanej
strategii na cele określone w planie łańcucha dostaw.
Jakie działania podjęliście, żeby zmaksymalizować udział polskich firm w swoim projekcie?
RG: To,
co jest ewenementem jeśli chodzi o RWE, to że wszystkie wymagania
ustawy offshorowej i rozporządzenia dotyczące local content zostały
dobrze odzwierciedlone w procedurach wewnętrznych. Zobowiązujemy naszych
głównych kontraktorów, generalnych wykonawców, do doboru i zatrudniania
polskich firm. Jako RWE pomagamy w zakresie kontraktu tak, aby zapewnić
rodzimym podwykonawcom ich miejsce w projekcie.
Wierzymy, że
duże firmy polskie mogą aktywnie uczestniczyć jako nasi dostawcy
pierwszego wyboru (Tier 1) i wykonywać znaczącą część dużych zadań
inwestycyjnych. Choć przy projekcie F.E.W. Baltic II żaden z podmiotów
nie podjął się tak szerokiej współpracy, to jesteśmy przekonani, że jest
to kwestia czasu i zdobywania doświadczenia na przykład podczas
wykonywania kontraktów częściowych. Pamiętajmy, że mechanizm local
content działa dwukierunkowo: firmy zagraniczne produkujące fundamenty
czy stacje transformatorowe nie będą w stanie w pełni obsłużyć rosnącego
rynku europejskiego. Tutaj kryje się szansa dla polskich wykonawców,
których będziemy mogli wesprzeć w działalności także poza granicami
naszego kraju. Procent udziału polskich dostawców w poszczególnych
etapach tworzenia i eksploatacji farm będzie wzrastał.
W jaki sposób wyliczany będzie udział polskich firm w inwestycji?
RG:
Wartości procentowe oszacowaliśmy na podstawie istniejącego planu
zamówień dużych kontraktów, odnosząc się do benchmarków rynkowych i
możliwości dostawców, którzy na dzień dzisiejszy są w stanie aktywnie
uczestniczyć jako podwykonawcy.
JRG: Bardzo poważnie
traktujemy rozporządzenie dotyczące raportowania local contentu. Jest
sześć głównych obszarów, dla których musimy i chcemy przekazać
szczegółowe informacje dotyczące umów ze spółkami zarejestrowanymi w
Polsce.
Tylko jak definiowana jest firma polska? Jeśli spółka zagraniczna otwiera w Polsce biuro to jest to już local content?
RG:
Z punktu widzenia RWE, polski podwykonawca to firma, która aktywnie
działa na naszym rynku, ma historię tej działalności, zatrudnia ludzi,
generuje wartość poprzez wytwarzanie produktów lub usług. Traktujemy
local content nie jako przykry i formalny obowiązek, ale realny wkład w
krajowy system gospodarczy. Takie samo podejście na poziomie kontraktów
narzucamy naszym firmom wykonawczym.
W jakich częściach inwestycji są największe luki pośród dostawców, które można uzupełnić local contentem?
JRG:
Każdy pakiet projektu, który realizujemy, bardzo szczegółowo
analizujemy pod kątem możliwości zaangażowania polskich poddostawców.
Patrzymy nie tylko na dostawców Tier 1, ale również na możliwość
zaangażowania mniejszych podmiotów. Naszą misją jest budowa przestrzeni
pomiędzy generalnym wykonawcą, z którym jako RWE mamy podpisaną umowę, a
poddostawcami polskimi. Dlatego na najbliższy dialog z dostawcami
zaprosiliśmy generalnego wykonawcę stacji onshore, który opowie o
zakresie prac, ale także o wymaganiach stawianym swoim poddostawcom. Po
głębokiej analizie, której dokonaliśmy razem z generalnym wykonawcą,
doszliśmy do wspólnego wniosku, że otworzymy się na roboty
ogólnobudowlane, drogowe, systemy kontrolne CCTV i pakiety
elektroenergetyczne 220 kV i 400 kV. Tu widzimy realny potencjał
zaangażowania polskich firm.
RG: W naszym rozumieniu,
budowa local contentu jest procesem ciągłym, który nigdy się nie
zakończy. Zamiast narzekania, że poziom local content jest niski,
zauważamy, że konieczność jego wykorzystania pojawia się na bardzo
wczesnym etapie rozwoju projektu. W Wielkiej Brytanii większość prac
przy pierwszych farmach wiatrowych wykonały firmy z zachodniej Europy.
Brytyjczycy dopiero po 7-8 latach zorientowali się, że większość
podatków nie jest płacona w Wielkiej Brytanii, tylko wraca do firm
belgijskich czy holenderskich. Trzeba spostrzegać takie niuanse, a także
być cierpliwym i mieć na uwadze, że w pierwszej fazie polskiego
offshore mówimy o siedmiu projektach. To w sumie 5,9 GW i nie są to
wielkości wytwarzania, przy których wielcy dostawcy przeniosą produkcję
do Polski i uruchomią tu fabryki. Rynek offshore w naszym kraju dopiero
się rozwija, jestem przekonany, że z udziałem RWE będzie to także rozwój
i międzynarodowa ekspansja polskich firm. Taką przyjęliśmy strategię i
konsekwentnie ją realizujemy.
Z perspektywy
polskich firm są to jednak duże projekty. Na dodatek polskie firmy już
sporo słyszały o local content przy innych projektach, takich jak Baltic
Pipe, gdzie koniec końców było go bardzo niewiele.
RG:
W RWE robimy wszystko, co możemy, żeby poziom zaangażowania polskich
firm był jak największy. Stąd nasza strategia, jak i personalne ambicje.
JRG:
Mamy mocne przekonanie, że warto dać polskim przedsiębiorcom szansę.
Nie patrzymy tylko na Tier 1, na dużych graczy. Patrzymy bardzo daleko
na łańcuch dostaw, począwszy od pojedynczych podzespołów czy elementów
instalacji. Widzimy potencjał, który drzemie w polskim rynku.
Dlatego
rozmowy techniczne prowadzimy już na wczesnym etapie przygotowań do
budowy. Naszym założeniem jest przekazanie wiedzy na temat konkretnych
pakietów potrzeb już teraz, tak, żeby polscy przedsiębiorcy mieli czas
na przygotowanie się i byli gotowi, kiedy ruszą przetargi. Dajemy im
czas, wiedzę, mówimy: „uwaga, brakuje wam jednego certyfikatu, macie rok
żeby go zdobyć, startujcie”. Staramy się wypracować partnerskie, a
przede wszystkim transparentne relacje, bo wiemy, że to jest kluczem do
dobrej dla wszystkich stron współpracy.
RG: Local
content powinien być również dostrzegany z perspektywy nowych koncesji
offshore. To, co pomoże temu rynkowi, to efekt skali związany z wyborem
kolejnych deweloperów, którzy będą rozwijali kolejnych kilkanaście
projektów. To jest prawdziwy bodziec, który uruchomi ten rynek. Wydaje
mi się, że w ciągu następnych 2-3 lat zobaczymy dużą intensyfikację
działań obecnych i przyszłych graczy. Jak zakończy się druga faza –
przyznanie 11 nowych lokalizacji – tego nie wiemy. Mamy jednak nadzieję,
że będziemy jej aktywnym uczestnikiem i dzięki temu pomożemy rozwijać
jeszcze mocniej łańcuch dostaw.
W RWE rynek Polski jest
objęty planem rozwojowym dla całego południowego Bałtyku, w którym
zawierają się także projekty w Danii, Szwecji, Litwie, Łotwie i Estonii.
Nie ukrywamy, że na podstawie stosunku jakości produktu do ceny Polska
została wskazana jako kraj, który ma stać się offshorowym hubem, zarówno
engineeringu – stąd biuro w Gdyni – jak i budowy łańcucha dostaw –
Polscy wykonawcy mogą dostarczać produkty na rozwijane przez RWE rynki.
Kolejny,
często podnoszony w dyskusjach o offshore w Polsce temat to brak kadr.
Sektor wygeneruje dużo miejsc pracy, których w tym momencie nie ma kim
zapełnić. Stąd też inicjatywy edukacyjne, które na dobrą sprawę również
można traktować jako element local content.
JRG:
Local content to oczywiście bardzo ważny łańcuch dostaw dla towarów i
usług, ale w tym pojęciu mieszczą się też inicjatywy niefinansowe. Nie
rozdzielamy tego, działamy dwutorowo, bo wierzymy, że kształcenie kadr i
sukcesja są nie tylko potrzebne, ale wręcz niezbędne. Dlatego
uruchomiliśmy program Working Students – zaprosiliśmy do RWE studentów,
którzy chcą znaleźć dla siebie miejsce w branży.
Firmy, które
przygotowują się do działania na rynku offshore mają 5-7 lat na
dostosowanie się. Za tych kilka lat studenci, których mamy dziś w
biurze, będą najlepszymi specjalistami w branży. Skorzysta na tym nie
tylko RWE, ale i szeroko pojęty rynek pracy. Warto podkreślić, że w
offshore przydają się bardzo różne kompetencje. Jest tu miejsce nie
tylko dla inżynierów. Poszukujemy też ludzi z kompetencjami
humanistycznymi, bo myślimy o zakupach, o local contencie, o zarządzaniu
projektami... Inteligencja emocjonalna, empatia, praca w zespole to
cechy, które w pierwszej kolejności powinny być brane pod uwagę na
takich stanowiskach. Jeśli między nami a studentem jest tzw. chemia, to
jej czy jego wykształcenie ma mniejsze znaczenie niż fakt, że chce się
czegoś nauczyć.
RG: W pierwszej edycji dwóch z trzech przyjętych w RWE studentów jest z kierunków nietechnicznych.
JRG:
Ta branża jest dobrym miejscem do pracy dla wszystkich, którzy szukają
ciekawego miejsca do rozwijania swoich pasji i możliwości. Oczywiście,
podstawą są inżynierowie, natomiast duża część pracy w offshore to
proces inwestycyjny, dialogu z administracją, interesariuszami rynku.
Umiejętność rozmowy, negocjacji, efektywnej komunikacji to obecnie
podstawowe kwalifikacje pracownicze. W zarządzaniu projektem, które mamy
bardzo dobrze ustrukturyzowane, 80% predyspozycji indywidualnych
pracownika to tzw. kompetencje miękkie.
Working Student to
program w całości mentoringowy. Każdy student ma przydzielonego
opiekuna, z którym spędza określone godziny pracy, może z nim
porozmawiać o tym, co chce robić, czy dany obszar jest dla niego
interesujący, czy może chce spróbować czegoś innego. To nie są
miesięczne staże. Program jest minimum półroczny, maksymalnie
dziewięciomiesięczny. A jeżeli po tym czasie ktoś będzie chciał z nami
zostać, również jest na to szansa. Studenci są traktowani jak
pełnoprawni członkowie zespołu, mają dostęp do szkoleń, webinarów itd.
Skąd się rekrutują ci studenci?
JRG:
Z Uniwersytetu Szczecińskiego, Gdańskiego i Morskiego w Gdyni. Mamy z
tymi uczelniami podpisane umowy o współpracy i z tymi ośrodkami chcemy
jak najwięcej podobnych inicjatyw prowadzić. Ogłoszenie o programie było
opublikowane na portalu LinkedIn, co dało możliwość aplikowania przez
studentów ze wszystkich uczelni.
RG: Kolejna edycja
programu będzie ogłaszana za pół roku. Powiemy o niej na wszystkich
uczelniach technicznych w Polsce, a więc także w ośrodkach takich jak
Warszawa, Kraków, Lublin, tam, gdzie prowadzone są kierunki
energetyczne. W tej chwili program został skierowany głównie do uczelni z
Trójmiasta, bo tutaj są nasi inżynierowie. Nie chcemy, żeby nasz
mentoring był prowadzony w wersji zdalnej. Choć jest to oczywiście
możliwe, to uważamy, że dziewięć miesięcy aktywnego funkcjonowania w
organizacji pod okiem opiekuna jest wartością na tyle dużą, że powinno
być prowadzone tylko w sposób bezpośredni.
JRG:
Chcemy, żeby ludzie, którzy rozpoczną z nami współpracę w ramach
programu, wyciągnęli jak najwięcej dla siebie. Osoba, która po
dziewięciu miesiącach wyjdzie na rynek pracy, będzie uzbrojona w zasób
kompetencji, które będzie mogła wykorzystać także w innych
organizacjach.
RG: Głównym czynnikiem, który wpływa na
ilość miejsc jest dostępność mentorów. Czas spędzony przy projekcie
jest bardzo aktywny, a opiekun musi znaleźć dodatkowo minimum 10 godzin w
tygodniu, czyli jedną czwartą etatu, na dodatkową pracę – dzielenie się
wiedzą ze studentem. Wierzymy, że po ukończeniu studiów uczestnik
programu RWE będzie mógł być pełnoprawnym pracownikiem w branży
offshore.
Wszystko to buduje obraz, że wszystko
w local contencie jest proste, wystarczy sobie dobrze rozplanować,
rozpisać, a potem nagle do tych wszystkich potencjalnych dostawców uda
się dotrzeć. Ale czy to rzeczywiście na polskim rynku jest łatwe?
JRG:
To jest bardzo trudne. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przyjmując formułę z
generalnym wykonawcą w roli głównej, ciężej będzie dotrzeć do
potencjalnych dostawców.
Jak to ciężej? Przecież potencjalni mali dostawcy będą częściej kojarzyć firmę będącą generalnym wykonawcą, niż dewelopera.
JRG:
Zależy nam na tym, żeby dotrzeć do jak największej liczby potencjalnych
podwykonawców. Dlatego organizujemy ogólnodostępne, bezpłatne
spotkania, w których biorą udział przedstawiciele naszych generalnych
wykonawców. Tam padają konkrety, szczegóły, dokładne specyfikacje prac.
Ale ten matchmaking między dostawcami a wykonawcą jest po naszej
stronie, to my wykonujemy tę mrówczą pracę, żeby polskie firmy znalazły
się na wydarzeniu, żeby mogły nas posłuchać, poznać niezbędne
informacje. Budowanie świadomości i przekonywanie polskich dostawców, że
nawet, jeśli nie brali wcześniej udziału w rynku offshore, to mają na
nim szansę, to nasze zadanie.
Jak w tym momencie oceniacie szanse na rozwój całego sektora MEW w Polsce?
RG:
Sektor polskiej energetyki wiatrowej na morzu wkrótce stanie się jednym
z motorów zielonej transformacji energetycznej. Wydaje się, że sprawne
przeprowadzenie tej zmiany odbędzie się, gdy weźmie w niej udział wielu
inwestorów, w tym doświadczonych w dziedzinie offshore, jak RWE
Renewables. Wspólnie możliwe jest przyspieszenie w tym obszarze i
pełniejsze wykorzystanie potencjału Morza Bałtyckiego.
Składamy kolejne wnioski koncesyjne o nowe obszary na Bałtyku, aby mieć możliwość realizacji następnych projektów offshore w naszym kraju. Chcemy wzmocnić obecność i silniej wesprzeć proces zielonej transformacji energetycznej w Polsce. Doświadczenie i wiedza RWE w budowie i eksploatacji farm wiatrowych gwarantuje znaczne zbliżenie się do wyznaczonych dla Polski celów klimatyczno-energetycznych.
Energetyka, OZE
Gospodarka odpadami, Recykling
Ekologia, Ochrona środowiska
E-transport, E-logistyka, E-mobilność
EkoDom, EkoBudownictwo
EkoRolnictwo, BioŻywność
Prawo, Administracja, Konsulting
European Energy zamawia elektrolizer Stiesdal dla swojego projektu PtX
Czy nowe brytyjskie prawo może zmusić właścicieli domów do montażu kotłów wodorowych?
Ciepło odpadowe to największe na świecie niewykorzystane źródło energii
Metamateriały zwiększą efektywność ogniw fotowoltaicznych
OWC przygotuje dla Ilmatar Offshore projekty techniczne morskich farm Stormskär i Väderskär
Gdański Uniwersytet Medyczny otrzymał dofinansowanie na fotowoltaikę
Ropa brent | 64,38 $ | baryłka | 0,00% | 21:58 |
Cyna | 24350,00 $ | tona | 2,20% | 24 mar |
Cynk | 2899,00 $ | tona | 0,21% | 24 mar |
Aluminium | 2264,00 $ | tona | 0,00% | 24 mar |
Pallad | 2680,00 $ | uncja | 0,00% | 21:57 |
Platyna | 1191,10 $ | uncja | 0,00% | 21:59 |
Srebro | 25,11 $ | uncja | 0,00% | 21:59 |
Złoto | 1731,30 $ | uncja | 0,00% | 21:59 |