Zatopiona amunicja, a
zwłaszcza amunicja chemiczna była postrzegana jako problem polityczny.
Spowodowane było to kwestiami związanymi z odpowiedzialnością prawną.
Powszechnie akceptowana zasada „Zanieczyszczający Płaci” (z ang.
Polluter Pays) jest już w użyciu od IX wieku, ale jej stosowanie
formalne to historia najnowsza.
Obecne akty prawne datowane
są na lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, chociaż wywodzą się ze
starszych uregulowań. Ponadto, do lat siedemdziesiątych, gdy weszła w
życie konwencja Londyńska o zapobieganiu zanieczyszczenia mórz, topienie
amunicji było zupełnie legalne. Poza tym, należy pamiętać o żelaznej
kurtynie - unikano rozmów o zatopionej amunicji, aby nie podrażniać
sytuacji wschód- zachód. Dotyczyło to zarówno badań naukowych jak i
działań administracyjnych. Amunicja była tabu.
Wyjątkiem była
amunicja zatopiona na wodach terytorialnych Niemiec i Danii, którą
wyciągnięto prawie w całości w latach pięćdziesiątych, zalano betonem i
utopiono ponownie na Atlantyku. Było to około 80 000 pocisków i 180 ton
Tabunu, gazu zabijającego.
Pierwsze nieśmiałe ruchy pojawiły się
w latach siedemdziesiątych – Dania zaczęła program oceny środowiska
morskiego, co obejmowało także pobieranie prób wody z rejonu zrzutów,
jednakże poziom technik analitycznych nie pozwolił na wykrycie
zanieczyszczenia. W roku 1989 Norwegia przeprowadziła ekspedycję w rejon
zatopienia statków wypełnionych amunicją chemiczną. Dokonano oględzin
tego miejsca z robotów podwodnych i potwierdzono wydostawanie się
amunicji z uszkodzonych ładowni. Jednakże prawdziwa dyskusja na forum
międzynarodowym zaczęła się w 1993 r, kiedy komisja Helsińska,
odpowiedzialna za kontrolowanie stanu ekologicznego Bałtyku stworzyła
specjalną grupę ekspercką, do stworzenia raportu o zagrożeniach
związanych z zatopioną amunicją chemiczną. Grupa ta zrzeszała
przedstawicieli wszystkich krajów Bałtyckich, i opierała się na
dokumentach dostarczonych przez te państwa. Nie było tego zbyt wiele –
ale między innymi znalazła się tam lista tego, co zgromadzono w porcie
Wolgast i przeznaczono do zatopienia. Istniał więc jakiś punkt wyjścia.
Dokumenty z samej operacji zatapiania się nie odnalazły, ale federacja
Rosyjska przedstawiła ich podsumowanie. Wiedzieliśmy zatem ile i jakiej
amunicji zatopiono, i mniej więcej gdzie. Wpływ na środowisko oszacowano
w oparciu o teorię – znaną rozpuszczalność i toksyczność, studia na
temat korozji pojemników, raporty od rybaków o przypadkowych
wyłowieniach, oraz jedną pracę badawczą, w której za pomocą magnetometru
potwierdzono istnienie metalowych obiektów na trasie konwojów
transportujących amunicję do miejsca zatopienia. Wnioski z raportu były
uspokajające – amunicja owszem leży na dnie, ale zagłębiła się głęboko w
miękki muł i jest kompletnie nieszkodliwa. Jednak oczywiste braki
danych nie dawały naukowcom spokoju. W latach dziewięćdziesiątych
pojawiły się pierwsze publikacje, i wystartowały pierwsze badania.
Najpierw powoli, jak żółw ociężale, jak powiedziałby Tuwim, ale zaczął
się proces dążenia do rzetelnej wiedzy. Niemcy wykonali osiem rejsów w
latach 1994-1997 na trasach konwojów, w których poszukiwali (i
odnaleźli) część zatopionych obiektów. Jak się okazało, nie wszystkie
spoczywały pod mułem! Rosjanie, w latach 1994-2006 uwzględnili rejony
zatopień na Bałtyku i Skagerraku w swoich rejsach monitoringowych.
Wykryli wysokie stężenia arsenu, który mógł pochodzić z Bojowych Środków
Trujących (BST) w osadach dennych. Przeprowadzili również badania
mikrobiologiczne, które wykazały negatywny wpływ składowisk na bakterie.
W 1997 roku, niejako równolegle rozpoczęły się badania brył iperytu
wyciągniętych ze składowiska Bornholmskiego. Rosjanie wydobyli jedną w
trakcie rejsu badawczego i przekazali do laboratorium w Petersburgu, zaś
Polacy zabezpieczyli bryłę, którą przypadkiem wyłowił polski kuter WŁA-
206, i przekazali ją do Wojskowej Akademii Technicznej. I to ta polska
bryła stała się słynna. Analizy wykazały, że iperyt zamienił się w
pięćdziesiąt różnych związków chemicznych, z których większość była
równie toksyczna co oryginał, za to mogła łatwiej rozprzestrzeniać się w
środowisku morskim. Wyniki opublikowano w dobrym czasopiśmie, ale
niewielu ludzi zwróciło na to wtedy uwagę.
Tymczasem po raz
pierwszy problem zatopionej amunicji chemicznej uzyskał zainteresowanie
na poziomie Unii Europejskiej. W 2004 rozpoczął się program MERCW
(Modelling of Ecological Risks Related to Sea-Dumped Chemical Weapons).
Zrzeszał on osiem instytucji z Finlandii, Łotwy, Rosji, Danii, Belgii I
Niemiec, i otrzymał finansowanie na poziomie 2,8 milionów Euro. Badania
skoncentrowane były w rejonie Głębi Bornholmskiej, największego
bałtyckiego składowiska. Biorąc pod uwagę pionierski charakter prac
zrobiono całkiem wiele – potwierdzono zaleganie amunicji na powierzchni
dna, skażenie osadów BST opartymi o arsen (Clark, Adamsyt ), a także
oszacowano wpływ na środowisko. Nie odnaleziono jednak prawie wcale
iperytu (jedynie w dwóch próbkach). BST oparte o arsen także wydawały
się zanieczyszczać dno w niewielkim stopniu. Ogólnie, wnioski z projektu
były uspokajające, ale już nie tak różowe jak wcześniejsze, teoretyczne
raporty.
Równolegle, pojawiły się doniesienia o badaniach na
Adriatyku, gdzie również zalega broń chemiczna. Badacze z Uniwersytetu w
Sienie, Mediolanie i Instytucie Badań i Ochrony Środowiska (ISPRA)
potwierdzili w 2006 roku skażenie osadów w pobliżu zatopionej amunicji.
Co było bardziej niepokojące, wykazali, że to zanieczyszczenie ma wpływ
na tamtejsze ryby. Posłużyli się w tym celu metodą tzw. Biomarkerów.
Było to wówczas dość nowatorskie podejście. W skrócie sprowadza się ono
do tego, że jeśli zanieczyszczenie jest na tyle niewielkie, że nie
prowadzi do akumulacji w tkankach, można je zaobserwować poprzez wpływ
na zdrowie. Czyli, tak jak w powieściach Agathy Christie – jak ktoś jest
podtruwany arszenikiem, nie musimy zaraz otwierać mu żołądka i
analizować chemicznie jego treść, ale już prążkowane paznokcie,
wypadanie włosów i chroniczne zmęczenie są wskazaniem, że to zatrucie.
Podobnie u organizmów morskich – możemy sprawdzać częstość występowania
chorób, pasożytów, ogólną kondycję – a także specyficzne wskaźniki
stresu. Jest to aktywność pewnych enzymów, uszkodzenia komórek czy
zmiany genetyczne. Większość z tych objawów zaobserwowano w rybach z
pobliża portu Mofetta we Włoszech, gdzie zalega broń chemiczna.
W
2010r zwróciło to uwagę komisji Helsińskiej, która zdecydowała się na
weryfikację raportu z lat 90tych, i uwzględnienie nowej wiedzy.
Stworzono grupę specjalną HELCOM MUNI, zrzeszającą ekspertów z prawie
wszystkich krajów bałtyckich. Prace trwały trzy lata – ale zanim
przejdziemy do wniosków, musimy omówić jeszcze jedną niespodziankę,
która się wydarzyła w międzyczasie.
W 2011 r. wystartował program
CHEMSEA.(Chemical Munitions Search & Assessment) Uzyskał
finansowanie powyżej 4,5 M Eur, i zrzeszał 11 instytucji z Polski,
Finlandii, Szwecji, Litwy i Niemiec, obejmował także Rosję, jako
partnera stowarzyszonego. Instytut Oceanologii PAN, a ściślej autor tego
artykułu, był jego koordynatorem. Założenia projektu były takie – skoro
obserwuje się odpowiedź biomarkerów na Adriatyku, a wiemy że mamy
podobną broń chemiczną, to może i na Bałtyku jest większe niż
przypuszczano zagrożenie? Dlaczego zatem projekt MERCW wykrył stosunkowo
niewiele? I tu, niczym strzelba Czechowa, pojawia się zapomniana bryła
Iperytu z polskiego kutra. Jak wspomniano, wykryto w niej 50 różnych
produktów degradacji – żaden z nich nie był badany w MERCW! Trzeba zatem
ich poszukać. W konsorcjum uczestniczyła Wojskowa Akademia Techniczna –
to oni analizowali bryłę, więc medody analiz były pod ręką. Ale jeśli,
jak postulowano wcześniej, skażenie jest bardzo lokalne? Tu z pomocą
przyszła Akademia Marynarki Wojennej – zaproponowali użycie robotów
podwodnych. Powiedzieli, że nie wylądują robotem na bombie, ale skoro
najbardziej optymistyczne założenia sugerowały skażenie w obrębie dwóch
metrów, to mogą wziąć próbki pół metra od obiektu. Co do biomarkerów –
stosowano je wówczas na całym świecie, ale jedne z pierwszych prac, na
początku 21 wieku wykonano właśnie na Bałtyku – i prawie wszyscy ci
uczestnicy dołączyli do projektu! Na obszar badań wybrano głównie Głębię
Gotlandzką, zupełnie jeszcze nie zbadaną pod tym kątem. No się zaczęło –
wyniki sypnęły się już od samego początku. W rezultacie, w raporcie
HELCOM MUNI znalazły się informacje, że amunicja chemiczna rozrzucona
jest po całych wysypiskach i poza nimi, skażenie osadów produktami
rozkładu iperytu i arsenowych BST sięga co najmniej 40m wokół obiektu, i
zdarza się w 40% przypadków – a przypadków na sonarowych mapach dna
znaleziono… 18 000! I to na mniej zanieczyszczonym regionie. Biomarkery
wskazały na istnienie wpływu na organizmy… Dlatego też, w końcowych
wnioskach raportu MUNI znalazło się kontrowersyjne dla niektórych krajów
zdanie „wydobycie i zniszczenie amunicji chemicznej nie powinno być
dłużej odrzucane jako możliwa opcja”. Brzmi bardzo asekuracyjnie,
prawda? Ale przyjęte zostało i tak po półrocznych negocjacjach i wielu
burzliwych spotkaniach delegatów krajów bałtyckich.
Co stało się
dalej? W HELCOM powołano kolejną grupę mającą oszacować ryzyko związane z
zatopioną amunicją, konwencjonalną i chemiczną, oraz wrakami i innymi
obiektami niebezpiecznymi. Nazywa się HELCOM SUBMERGED i pracuje do
dziś, zaś jej finalny raport spodziewany jest na rok 2021. W ONZ
przyjęto rezolucję UNGA 65/149 o dobrowolnej współpracy państw nad
rozwiązaniem problemu zanieczyszczeń związanych z zatopioną amunicją
chemiczną, na wniosek m.in. Litwy oraz organizacji IDUM – International
Dialogue on Underwater Munitions, kanadyjskiego NGO. Zaś w temacie
badań…
Tu przytoczę anegdotę. Byłem na statku, w trakcie jednego z
rejsów CHEMSEA. Już na tyle daleko od brzegu, by telefon prawie nie miał
zasięgu. Kapitan wezwał mnie na mostek, bo ktoś próbuje się
skontaktować. Sygnał był na granicy – słyszałem w zasadzie co drugie
słowo. Dialog wyglądał mniej więcej tak:
- Halo, tu [szum szum szum],
dzwonię z kwatery głównej [szum szum szum], czy to państwo robią ten
program badawczy o zatopionej amunicji?
- Tak, dodzwonił się Pan do koordynatora, w czym możemy pomóc?
- To bardzo [szum szum szum] badania, czy [szum szum szum] kontynuacja?
-Tak, zamierzamy to w jakiś sposób kontynuować, oczywiście.
-To świetnie, chętnie pomożemy, może przyjechałby Pan porozmawiać o [szum szum szum]?
-Tak, bardzo chętnie.
- No to proszę wpaść do Brukseli, prosto do nas, do NATO!
Przyznam,
że szczęka mi opadła. TAKA kwatera główna? Pojechałem oczywiście, cały
czas zastanawiając się o co chodzi. Okazało się, że NATO posiada agendę
Science for Peace and Security – zajmującą się wsparciem badań. No i po
roku ciężkiej pracy wystartował program MODUM – Towards the Monitoring
of Dumped Munition Threat, mający na celu stworzenie podwalin do
monitoringu miejsc zatopień. W ramach tego programu zbadano dokładniej
rejon zatapiania na Głębi Bornholmskiej i Gotlandzkiej za pomocą
autonomicznego pojazdu podwodnego. Jest to urządzenie przypominające
torpedę, które programuje się na pokładzie i wypuszcza z misją zbadania
fragmentu dna. Wyposażone jest w sonar boczny wysokiej rozdzielczości i
magnetometr, co pozwoliło na odkrycie nawet niewielkich obiektów na
dnie. Wyniki projektu MODUM opublikowano w książce z serii NATO ASI
Science series w roku 2017.
Równolegle badania prowadzone były na
Pacyfiku – w okolicy Pearl Harbor na Hawajach również znajduje się
zatopiona amunicja chemiczna. Pierwsze prace prowadzono tam już od
2009r, ale rezultaty pojawiły się około roku 2013. Wykazano skażenie dna
w rejonach zatopień oraz wpływ na organizmy morskie. Projekt o nazwie
HUMMA był prowadzony przez University of Hawaii, na zlecenie
Ministerstwa Obrony USA. Projekt ten nawiązał współpracę z grupą
Bałtycką, co zaowocowało wspólną publikacją wyników w roku 2016, w
specjalnym numerze czasopisma Deep Sea Research II.
Wiedza na
temat zatopionej amunicji zaczęła przybierać konkretne kształty. W
Niemczech zdecydowano się zrobić pierwszy krok w kierunku usuwania
zagrożenia. W 2016 roku powstały dwa bliźniacze projekty – UDEMM i
ROBEMM. Pierwszy z nich miał oszacować wpływ amunicji konwencjonalnej i
chemicznej na środowisko, zaś drugi opracować nowatorskie metody jej
rozbrajania i utylizacji. Unia Europejska sfinansowała w 2016r. projekt
DAIMON (Decision Aid for Marine Munitions), który również był
koordynowany przez autora niniejszego tekstu. W tym projekcie
postanowiono dokonać przełomu w kategoryzacji ryzyka związanego z
amunicją. Dlaczego? Ponieważ ilość zatopionej amunicji obezwładnia ludzi
podejmujących decyzje. Są tego dosłownie miliony ton. Nie ma siły, żeby
wszystko wyciągnąć i zniszczyć – taka operacja pochłonęła by
niewyobrażalne fundusze i zajęła (przy obecnym stanie techniki i
dostępnych statkach i instalacjach niszczących) setki lat. Natomiast
uważna analiza danych pokazuje, że tylko niewielka część z zatopionych
materiałów bojowych jest wciąż groźna. Ale nie ma tylu ekspertów, żeby
analizować zagrożenie sztuka po sztuce. Projekt DAIMON więc postanowił
podejść do problemu inaczej. Oszacowano jaki wpływ mają poszczególne
czynniki – typ amunicji, jej stan, korozja, zanieczyszczenie okolicznych
osadów, wpływ na różne organizmy, prądy morskie i wiele innych.
Przedstawiono te zależności w postaci algorytmów i zastosowano w
systemie sztucznej inteligencji. System ten ma dostęp do baz danych
zawierających wyniki wszystkich dotychczasowych badań i jest w stanie
ocenić ryzyko zarówno już odnalezionych bomb i pocisków, jak i nowych
znalezisk. Pozwala to na znaczne ograniczenie puli obiektów do
ewentualnego wyciągnięcia.
Wspomniane projekty zakończyły się w roku 2019. A co dzieje się teraz?
Po
finalnej konferencji projektu DAIMON, która odbyła się w Bremerhaven w
Niemczech, pojawiło się około dwustu doniesień medialnych w radiu,
telewizji i gazetach lokalnych i narodowych w Niemczech. Problem
zatopionej amunicji zyskał na znaczeniu. Inicjatywy landu Schleswig
Holstein, prowadzone od 2011r dotyczące inwentoryzacji i znaczenia
środowiskowego amunicji w wodach niemieckich zyskały teraz uwagę rządu
federalnego. Dodatkowo, problem zatopionych pozostałości wojennych
został przedstawiony na serii konferencji na forum unijnym. Działalność
wspomnianej wcześniej grupy HELCOM SUBMERGED zaczęła przynosić efekty –
pojawiły się pierwsze wnioski i raporty. W ramach NATO powołano grupę
roboczą zajmującą się materiałami militarnymi zatopionymi w morzach –
NATO AVT 330. Jednym słowem, problem zyskał uwagę polityków i
społeczeństwa.
Efektem tego jest start czterecdh projektów –
North Sea Wrecks, DAIMON2, Basta i Explotect. Ten pierwszy zajmuje się
problemem amunicji i wraków w Morzu Północnym, trzy pozostałe skupiają
się na aspektach oceny ryzyka i technologii wydobycia. Zmierzamy więc
jak się wydaje w kierunku aktywnej remediacji. Coraz głośniej mówi się
także o negatywnych skutkach wysadzania amunicji pod wodą – projekt
UDEMM w swoich publikacjach i raportach podkreślał, że ta metoda
prowadzi do skażenia środowiska i ma negatywny wpływ na ssaki morskie.
Czy zatem remediacja będzie polegała na nowych technologiach? Ten
kierunek sugerowany jest przez kilka czynników – pojawiła się propozycja
dla następnej „pięciolatki” HELCOM, czyli planu działań dla Morza
Bałtyckiego. Zakłada ona oprócz zintegrowania dostępnych informacji o
zatopionej amunicji także testowanie i wdrażanie nowych technik
remediacji. Ponadto, w Polsce wystartował ze wsparciem NCBiR klaster
„Bezpieczny Bałtyk”, budujący obecnie prototypową technologię pozbywania
się amunicji przez jej wyciąganie i zniszczenie na pokładzie
specjalnych statków, zaś w ramach programu MARTERA ogłoszono nabór na
programy dotyczące technologii wydobycia. Do tego dochodzą inicjatywy
polityczno-administracyjne. Powstają obecnie dwa centra wiedzy dotyczące
problemu amunicji – jedno w Unii Europejskiej, pod egidą programu JPI
Oceans, drugie w Kanadzie z inicjatywy International Dialogue for
Underwater Munitions, zgłoszone jako inicjatywa międzynarodowa na forum
ONZ, w ramach Ocean Action. Polska, jako pierwszy kraj na świecie
ogłosiła prawdopodobne włączenie zanieczyszczeń pochodzących z broni
chemicznej do krajowego programu monitoringu wód. Mówi się również o
stworzeniu zespołu ekspertów zajmujących się tym problemem, przy
Kancelariii Prezesa Rady Ministrów. Zaś Niemcy aktywnie nagłaśniają ten
problem na forum Unii.
Podsumowanie
Wydaje się, że
wszystko zmierza ku przynajmniej częściowemu rozwiązaniu problemu.
Świat zdaje sobie sprawę zarówno z zagrożenia dla środowiska, jak i
gospodarki morskiej. Możemy się spodziewać (w końcu!) integracji wiedzy z
różnych regionów świata i przeniesienie doświadczeń z poszczególnych
rejonów, takich jak Bałtyk, Adriatyk czy Pacyfik na cały świat. Jak na
razie, na horyzoncie pojawia się możliwość połączenia narzędzi
wspierania decyzji i dostępności nowych technologii, co może doprowadzić
do uczynienia pierwszego kroku – oszacowania kosztów pozbycia się
najbardziej niebezpiecznej amunicji. Wtedy dopiero poznamy rzeczywisty
rozmiar problemu. Czy okaże się on rozwiązywalny? Odpowiedź powinniśmy
poznać może już za kilka lat…
Energetyka, OZE
Gospodarka odpadami, Recykling
Ekologia, Ochrona środowiska
E-transport, E-logistyka, E-mobilność
EkoDom, EkoBudownictwo
EkoRolnictwo, BioŻywność
Prawo, Administracja, Konsulting
Mikrolasy Miyawaki - japoński koncept ratunkiem dla polskich miast
Eksperci z PAN: to człowiek poprzez emisję gazów cieplarnianych spowodował globalne ocieplenie
W Warszawie posadzono pierwszy mikrolas
Minister klimatu: narada o lasach zdecyduje o formie przedłużenia leśnego moratorium
Rusza nowy program grantowy dla projektów proekologicznych
Mikołaj Dorożała: objęcie 20 proc. lasów ochroną to kwestia miesięcy, a nie lat
Ropa brent | 83,76 $ | baryłka | 1,33% | 11:11 |
Cyna | 23110,00 $ | tona | 0,64% | 29 lis |
Cynk | 2507,00 $ | tona | -0,87% | 29 lis |
Aluminium | 2177,00 $ | tona | 0,60% | 29 lis |
Pallad | 1021,53 $ | uncja | -1,54% | 11:10 |
Platyna | 936,30 $ | uncja | -0,31% | 11:11 |
Srebro | 25,06 $ | uncja | 0,08% | 11:11 |
Złoto | 2038,40 $ | uncja | -0,33% | 11:11 |